Dzisiaj dzień pełen ambiwalencji. Z jednej strony smutek, z drugiej nie-smutek. Moja Żona jak co roku zaskoczyła mnie przygotowując dla mnie imprezę z okazji moich kolejnych urodzin (link). Z drugiej strony w taki piękny dzień zniszczyłem swoją ulubioną kurtkę, a na spacerze po cmentarzu odkryłem, że babcia mojego dziadka (okazało się kiedyś, że to niedobra kobieta była, dziadek też jakoś święty nie był) urodziła się dokładnie niemal sto lat przede mną. Zmarła w 1955 roku. To daje do myślenia. Może zostało mi 45 lat. Może mniej. Oby w zdrowiu. Lubię cmentarze, lubię te historie, które można wyczytać z epitafiów na tablicach nagrobnych. Tylko te cholerne numerki.
Byłem też u mojej babci. Babcia nie czuje się dobrze. I to już nie chodzi o to, że w tym roku w maju stuknie jej 89 wiosna. Babcia nauczyła mnie, że wiek nie ma znaczenia. Ona też nie wierzy, ile ma lat, i że to już tak szybko, i że w ogóle to nie jest fajne. Jeśli ktokolwiek spodziewał się jakiegoś przełomu, to się zdziwi - chyba że przypomni o nim sobie pewien dawny wrocławski lekarz, Alzheimer. Nie spotkał jednak tego lekarza autor podpisu przy skrzynkach na listy. Myślę, że ten autor mało kogo w życiu spotkał, po za owym podmiotem.
W nocy chmury wiszą nisko nad gruntem. Miasto zrobiło sobie z nich projektor ulicznych świateł. Chmury dzisiaj pokrzyżowały plany. Miałem zrobić zdjęcie mojemu przyjacielowi, którego już raz fotografowałem do mojego cyklu. Dzisiaj Tomek miałby podpis: Tomek na ulicy Rzemieślniczej w Oławie. Mało ludzi znam tak długo jak Tomka, razem wychowywaliśmy się na tej ulicy i razem jeździliśmy na ryby przez większość wakacji w moim życiu. Ale Słońce miało inny plan.
te ostatnie zdjęcie kojarzy mi sie z filmem the last of england
OdpowiedzUsuń