piątek, 9 kwietnia 2010

ten blog w sumie niczym nie różni się od obrazowego terroryzmu. Nie ma sensu w takim razie chyba rozmieniać się na drobne. Jestem skazany na pierwotną formę. Tu po prostu są większe foty. Ale w myśl moich idei to nie jest istotne. Nie wiem co z tym zrobić. Zaczynam bardzo poważnie myśleć o powrocie na tamten blog. Odpocząłem od niego, ale widać tęskno mi za wynurzeniową formułą spisywania pamięci. Tu jest nijak. Na początku myślałem o tym, żeby ten blog to były tylko foty. Ja jednak nie potrafię ograniczyć się tylko do obrazu. Masa rzeczy siedzi w mojej głowie. Ten blog niech sobie wisi. Niech czeka na swój czas, ale niech nie naśladuje poprzedniego. Robię to dla siebie. Skoro tak, to jeśli zadaję sobie trud pracy wyłącznie dla siebie, to może lepiej tę pracę wykonać tak, by było się z niej zadowolonym?

czwartek, 8 kwietnia 2010


Przyczynek nowego cyklu: Anarchitektura.

środa, 7 kwietnia 2010

z tej samej gliny.

Tyły zamykanego na remont dworca, 6.4.2010.

Chciałem w zawoalowany sposób opowiedzieć o tym, co mnie dzisiaj rano spotkało. Najlepiej w trzeciej osobie. Ale nie. Zrobiłem coś, z czym moje sumienie nie może się zgodzić na tyle, by stanąć z boku i opowiedzieć o tym z dystansem. Czekałem na stacji kolejowej na pociąg, już zapowiedziany, kwestia kilkudziesięciu sekund, by wjechał. Taki moment, że nie myślałem już o niczym innym, jak tylko o tym, że już siedzę w nim i czytam dalej Popiół i diament. Jeszcze wzrok utkwiony ponad wiatą na wystające ponad linię czarnej papy gałęzie kasztanowca zwieńczone eksplodującymi pąkami na tle szmaragdowego nieba. W moim kierunku ruszył kaleki kloszard, który rezyduje w budynku stacji, otoczony chmurą fetoru, brudu, fekaliów, alkoholu. W myślach kotłuje się, by nie chciał ode mnie pieniędzy, albo w ogóle żeby nic ode mnie nie chciał. Nawet żeby szedł daleko ode mnie. Nie szedł do mnie tylko do stojącego za mną kubła. Chwiejny krok, każdy ruch nogą wywoływał jęk, ciężkie westchnienie. I smród.

- Kurwa! Jebana kurwa! - wywrócił się. Dwa metry ode mnie. Bliżej mnie niż każego z pozostałych marzących o wolnym miejscu w pociągu. W głowie mojej walka między tym, co bym chciał, a tym, co mogłem. Mogłem nic. Myślałem, że może pochylić się nad Człowiekiem, pomóc. Odór alkoholu i całej masy zapachów, anturaż, wszystko w nim odpychało mnie od Niego. Nie mogłem. Nikt nie mógł, a ja razem z nimi. Tam, dalej patrzyłem w kierunku, z którego miał nadjechać pociąg, kątem oka widziałem, jak Człowiek walczył z upojeniem, kalectwem i grawitacją próbując wrócić do pionu. Nie lubię siebie za to, jeśli nawet nie nienawidzę. Zachowałem się jak setka osób na peronie: zrobiłem nic. Nie wiem, co by było, gdyby stracił przytomność, rozbił sobie głowę lub cokolwiek. Nie wiem. Jest mi z tym źle. Najgorsze jest to, że cały pogląd na życie, cała ocena mnie samego wobec siebie legła w gruzach. Cała empatia, humanizm i światopogląd legło w gruzach. Bo nie robiąc nic zrobiłem masę szkody. Te kilka sekund jego podnoszenia trwało dość dużo, bym skurczył się do wielkości niczego. Stałem się nikim. Bardzo szybko i bardzo smutno. Tym bardziej jeśli ktoś uważał, że ma tu do czynienia z postacią w jakikolwiek sposób wyjątkową, mylił się.

Kiedyś usłyszałem coś takiego: nienawidzimy ludzi za to, czego boimy się w sobie. Kolejna piękna, lecz bezużyteczna sentencja, bo nie wiem, czy innym razem w podobnej sytuacji moja reakcja nie będzie taka sama.

wtorek, 6 kwietnia 2010


Poranek na dworcu PKP.

poniedziałek, 5 kwietnia 2010



Od czasów szkolnych nie robiłem nieostrych zdjęć. Od czasów szkolnych nie robiłem zdjęć nie patrząc przez wizjer.

piątek, 2 kwietnia 2010


Święta w wydaniu Biedronkowym. Co raz lepiej zaczynam rozumieć sens fot, które kiedyś w zestaw złożył Maciej Drobina - Niewierzący praktykujący. Podsłyszana romowa telefoniczna (w kolejce do kasy): Jak w korzeniu? W słoiczkach się kupuje. Co? Jak z ziemi..??? To w ziemi rośnie? Słuchaj, tu na pewno tego nie ma. Są awokado, pomarańcze i ananasy. Truskawki są nawet... Nie nie. To sobie weźmiesz zamrozisz i możesz skrobać.

czwartek, 1 kwietnia 2010

groźby



Od kilku lat grożono, że Dworzec Klejowy Wrocław Główny będzie remontowany. Jak widać na zarejestrowanym wczoraj obrazku - groźby stały się ciałem.

Dzisiaj rano w różnych sprawach wędrowałem po moim małym miasteczku, którego główne drogi huczą od szturmujących aut, a rynek cichy i uśpiony. Pod znakiem drogowym znicz. I pociemniały asfalt. Nie wiem dlaczego. Wiem, że nie stawia się zniczy z byle powodów pod znakami.

Dzisiaj skończyłem czytać Heban Kapuścińskiego. Wymęczył mnie, ale pozytywnie.

Kto

Wojtek Sienkiewicz - fotograf, grafik. Absolwent WSF AFA (Wrocław), 2005 rok. Student Instytutu Twórczej Fotografii w Opawie (Czechy). Wykładowca (kwadrat.edu.pl), redaktor magazynu www.5klatek.pl. Lubi to, co robi William Eggleston, Filip Zawada, Roger Ballen, Philip-Lorca diCorcia, Gregory Crewdson, Alec Soth, Dash Snow (ale już nie), Irving Penn, Nan Goldin, Richard Avedon, Paweł Olejniczak, Jeff Wall, Andy Goldsworthy, Paweł Syposz, Sandy Skoglund, Erwin Olaf, Duane Michals, Andrzej Kramarz, Mark Jenkins i Martin Gorczakowski, Iva Bittova, Cranes, Giagometti, COIL, Talk Talk, Peter Gabriel, Jim Jarmush. I pewnie jeszcze kilku innych.

Ten blog to po prostu notes. Nie ma tu moich cykli, ani nawet ich fragmentów. Może wycinki. Czasem lub przypadkiem.

Kontakt: wojteksienkiewicz(at)gmail.com

pierwszy blog