czwartek, 31 grudnia 2009

2009/2010



przed i po.


tyle na dziś.

środa, 30 grudnia 2009

2009

To dobry moment na jakieś podsumowanie. W tym roku nie wygrałem żadnego konkursu, ale za to wystawiłem się w Białymstoku, potem w Cieszynie, potem w Rybniku. W Rybniku także miałem prezentację w trakcie trwania Festiwalu. Miała być wystawa jeszcze w Warszawie, ale coś ciężko dojść do porozumienia z galerią.


Numer I


Numer II

Ta praca to jedna z moich ulubionych. Jest kompletnie absurdalna, ale poukładana tak, że mogę na nią patrzeć godzinami. Wszystko na niej jest w absolutnej harmonii. Brawo dla samego siebie.


Numer III

A ta fota po prostu irytuje ludzi. A ja ją uwielbiam. Dzięki niej zrozumiałem, że mogę znowu używać mediów cyfrowych w fotografii. Ma wszystko, absolutnie wszystko, co lubię.

wtorek, 29 grudnia 2009

pięć kresek nad łóżkiem

Dzisiaj minęło pięć lat - mniej więcej od wykonania poniższych fotografii. Przypadkiem niedawno w kartonie znalazłem negatyw, który naświetliłem moim nieodłącznym do pewnego czasu FEDem (taki mju dla ubogich). Nie mam skanera, ale mam cyfraka małego z wielkim makro i szybę w pracowni.

To foty z podróży poślubnej. Podróż była dziwna, choć niektórym po jej krótkiej recenzji wydaje się, że była straszna. Ale nie było źle. 25 grudnia 2004 roku przestałem być kawalerem (po sześciu i pół roku bycia w związku nieformalnym). 26 grudnia były poprawiny. 27 późnym popołudniem pojechaliśmy do Przesieki w Karkonosze. Było już ciemno i zimo, po zjedzeniu golonki z Barze pod wesołym misiem, polecieliśmy do pokoju w hotelu. Pani z telewizora powiedziała, że Tsunami zrobiło masakrę na wyspach Indonezji. I nie tylko.


Na drugi dzień byliśmy w Pilchowicach, nad zaporą. Z brzuchami napełnionymi w jakiejś knajpie w Jeleniej Górze było nam przykro, że nad tą piękną zaporą błąkają się sympatyczne bezpańskie psy. Szukaliśmy psom domu, schronienia, opieki.


Nad Wodospadem Podgórnej jest zawsze fajnie. Tym fajniej, im mniej ludzi. Ludzi nie było.




Powyższe trzy zdjęcia to moje ulubione miejsce w okolicy Jeleniej Góry, pokazał mi je kiedyś Piotr Komorowski, a ja pokazuje je innym. To Maciejowiec, ruiny pałacu, piękny zaniedbany park i urokliwa wieś.

Góry nam się jednak sprzykrzyły, bo spadło dużo śniegu, my nie uprawiamy sportów zimowych, więc z Przesieki pojechaliśmy do Zagłębią - do Sosnowca. A stamtąd po namyśle, że Gosia nie była wcześniej, to miejsca, które łatwo da się rozpoznać po poniższej focie. Nomem omen, ledwo co, bo przez jakiś czas by się nie dało.


I tak minęło pięć lat. Wydaje się, że to moment. Trzeba naprawdę dłużej pomyśleć, by zobaczyć, co się zmieniło. Oboje nie jesteśmy już dwudziestokilkolatkami, ale ja już po trzydziestce, Gosia tuż przed. Ja przytyłem średnio o 5 kg, ale mam średnio o 15% mniej włosów. Mam też o 40% więcej siwych. Mamy psa, zmieniliśmy 3 razy mieszkanie, raz auto. Na koniec mamy już (dokładnie dzisiaj) jedenastomiesięcznego synka. Pięć lat wydaje się małym fragmentem czasu w tym wieku. Pewnie jeszcze mniejszym za kolejne 5, 10, 15 lat. Piętnastolatek nie chce pamiętać, jak wyglądał jako dziesięciolatek. Trzydziestolatek nie chce zapomnieć, jak wyglądał jako dwudziestopięciolatek.

poniedziałek, 28 grudnia 2009

popołudniowy poświąteczny powsiowy spacer.




Myślałem, że do 4 stycznia, czyli moich trzydziestych pierwszych urodzin, nie będę musiał cokolwiek zarobkowego robić. Puenta: nie myśleć.

Rano miałem nadzieję, że śnieg, który mnie przywitał za oknem, utrzyma się i przewiozę Mikołaja sankami. Puenta: nie mieć nadziei.

Kama dzisiaj do mnie napisała, że się cieszy, że dodałem jej bloga do moich linków na tymże blogu. Puenta: linkowanie nie kosztuje, a cieszy.

niedziela, 27 grudnia 2009


Ja generalnie lubię spacerować. Dzisiaj mnie napadło, by odbyć pielgrzymkę. Chyba chciałbym iść sam sobie. Nie chodzi o cel (choć to motywator), tylko samo w sobie pielgrzymowanie.

Dzisiaj policzyłem w stadzie ponad 40 saren. Do tego kilkanaście lisów. Lisy są moimi ulubionymi dzikimi zwierzętami w okolicy.

sobota, 26 grudnia 2009

szukałem świątecznej atmosfery z mieście.










Wczoraj obchodziłem drewniane gody. Wygoda takiej daty jest oczywista. Są jeszcze plusy mniej oczywiste.

Chciałem napisać więcej, napisałem więcej, ale wywaliłem. Przestaje mi się chcieć dużo pisać.

środa, 23 grudnia 2009

tia, jasne


To chyba najgłupsze hasło ze znalezionych w tym roku na bilbordach. 21 lat temu nikt nawet nie pomyślałby o takim napisie. A politycy byli. Były media, ale polityczne. Teraz są wolne. Pozostały tylko nie tyle kłamstwa, co podkoloryzowana prawda lub niepełna prawda. Pięknie o prawdzie napisał Wojciech Bruszewski na czwartej stronie okładki Fotografa. Polecam - jak ktoś nie ma - przeczytać w księgarni.


wtorek, 22 grudnia 2009


Jakiś taki przedświąteczny jestem. Nic do przekazania nie mam. Ani dobrej rady, ani dziwacznej historii. Miałem napisać, co mnie znowu denerwuje, ale pomyślałem właśnie, że mam to gdzieś.

Choina z cienia z długą poprzeczną biała linią.

niedziela, 20 grudnia 2009

podobny jak dwa posty temu, ale dzisiaj.



Dzisiaj wybrałem się na spacer. W mróz, prószący śnieg zamieniający się ze Słońcem. Taki spacer medytacyjny. Jak jest tak zimno, znacznie mniej ludzi można spotkać i znacznie mniej aut jeździ moimi spacerowymi drogami. Skrzypiący pod podeszwami śnieg i rytm kroków potrafią wprowadzić w trans. Aparat zabrałem z przyzwyczajenia. Po drodze myślałem o cyklu, który wykoncypowałem sobie tydzień temu i nie mogłem go sobie przypomnieć. Myślałem też o nowej pracy Andrzeja Kramarza. Nie widziałem jeszcze tego, ale słyszałem już wiele. I nic pozytywnego jak do tej pory. Ale ja się nie nastawiam. Z jednej strony nie dziwi mnie zbyt taka ocena, bo Kramarz nie tworzy obrazów, które zachwycą każdego. Nie wiem, na ile teoria jest istotna, ale larum podnoszą w pierwszej kolejce te postacie, które wyznają zasadę (ja do nich nie należę), że obraz obroni się sam. Ja nie lubię tej zasady, bo w imię czego obraz ma się bronić? Przed kim? Przed czasem? Bzdura. Niedawno młodszy kolega tuż przed zaliczeniem dyplomu w Łodzi wysłał do mnie zdjęcia i zapytał, co myślę. Odpowiedziałem mu wprost (mniej więcej) tak: Zrobiłeś foty, które są ładne, barwne, tworzą atrakcyjny dla pracy zestaw, który może spokojnie iść do aktualnej gazety. Ale te zdjęcia nie są jakimś wybitnym osiągnięciem, nie są szczególne. Są zwykłe i za tydzień, gdy się zdeaktualizją, nikogo nie będą obchodzić i nikt nie będzie do nich wracał. W sensie merytorycznym szkoła nauczyła cię żyć w dzisiejszych czasach. Tak, dostaniesz dyplom i możesz pracować. W tej materii odniosła (szkoła) sukces.

Ja zauważyłem interesującą rzecz. Ludzie lubią oglądać innych ludzi. Ludzie są ciekawi (ciekawscy) z natury. Są ciekawi dla innych i ciekawi innych. Stąd popularność portali takich jak Pudelek, Nasza Klasa czy Facebook. Jeśli pod fotografią jest jeszcze coś do poczytania, to tym lepiej. Obserwuję często ludzi w pociągu, tramwaju. Gdy przeglądają nową gazetę, zaczynają wertować, oglądają foty, potem podpis, potem tytuł artykułu. Tak to widzę.

Kramarz być może chce kogoś wciągnąć w grę. Zwykła rzecz, uliczka, kępa krzaków (a wiadomo, że lubi by analizować jego foty), zwykłe miejsce, pospolite, na pęczki takich wszędzie. Jednak towarzyszy mu (miejscu) historia związana z czyimś życiem. I tak na prawdę, może te miejsca to po prostu kolejne portrety człowieka, ale - jak poprzednio - bez jego wizerunku. Nie zdziwiłbym się.

A może Andrzej wyszedł po prostu na oczyszczający spacer, z przyzwyczajenia wziął wielkoformatową kamerę, bo po prostu ją lubi, zrobił kilka zdjęć, bo lubi. A że jest Andrzejem Kramarzem, to i tak może to pokazać, bo ludzie lubią.

A ja zrobiłem dwie foty jednego miejsca (na górze) w ramach Trudnego Krajobrazu. Bez podszewki.

Poniżej taki kawałek muru. Ludzie mieszkający przy trakcji kolejowej chcieli mieć ciszę (ulica nawet nazywa się Cicha - choć to paranoja). Mają ciszę i wysoki na 5 metrów szary mur. Mur niby z wyboru i dla komfortu, ale mury zawsze coś oddzielają. Też kiedyś o tym coś ztobiłem, ale tam był mur, ogrodzenie, które już nikogo od niczego nie oddziela.


I na tym koniec na dzisiaj. Reszta dnia to zabawa polegająca na zbudowaniu wieży z drewnianych klocków szybciej niż Mikołaj ją zburzy. W końcu mogę się bawić drewnianymi klockami tak długo, jak mi się podoba.

piątek, 18 grudnia 2009


Zaległa superprodukcja ze środowego wyjazdu na Poznań.


czwartek, 17 grudnia 2009

wczoraj byłem w Poznaniu, ale o tym innym razem będzie.















Zawsze byłem przekonany, że Oława to takie małe brzydkie miasto ukrzyżowane na przecięciu dróg 94 i 396. To mi przeszło. To miasto po prostu takie jest. Nie przechodzi mi to, że dbanie o historię polega na czczeniu nowego pomnika Losów Ojczyzny, a nie dba się o dawne obeliski, o pozostałości po mieszkańcach sprzed 1945 roku i o tym, że przez lata stacjonowały tu Radzieckie wojska. Przecież może to jest okres, który wyciąć z pamięci może chcą pokolenia urodzone przez 1975 rokiem, ale dla ludzi, którzy przyjdą na świat teraz - to może być ważna rzecz. Ale czego można się spodziewać po mieście, które zezwala na oklejanie barwnym brezentem zabytkowych kamienic (zamiast je wyremontować), albo które pozwala w zabytkowym ceglanym budynku zainstalować białą lśniącą stolarkę PCV... Nie wspomnę o świecących ozdobach na Boże Narodzenie, które w 70% są połamane. Jak to miasto.

A te foty znalazłem wczoraj przy porządkach. Chyba z przełomu 2006/2007 roku, ale może być i rok wcześniej. I zawsze takie smutne to miasto.

Właśnie tu [KLIK] przeczytałem co następuje. Rozumiem, że Prażmowski, Rytka, Sobota. Najważniejsze, że Zawadzki i Andrzejewska, bo ich szalenie cenię i osobiście po prostu lubię. Ale pan Zenon? Czy szanowny organ wydający takie nobilitacje był na ostatniej okręgowej wystawie związku? A jak nie tek to choćby na którejkolwiek w ostatniej dekadzie? Nie powiem, szanuję go, ale jako człowieka, nie jako twórcę. Podobnie inni. No cóż. Dlatego dolnośląski okręg wisi we własnym sosie, a młodych straszy się, że jak nie będzie się rozwijać, to trafią do związku artystów od fotografii...

niedziela, 13 grudnia 2009

odniesienie do ostatniej wieczerzy | comparison to the last supper






od lewa: Maurycy Prodeus, Martin Gorczakowski i Piotr Jedwabny. Tak gwoli informacji.









to był dziwny zjazd. pomijam znikające szwedzkie sprzęty fotograficzne. we wrzucie kilka fot zrobił Groszek - dzielny kompan tego wyjazdu; jeden rysunek zrobiła Biedronka. tuż przed samym zjazdem otworzyłem swoją wystawę w Rybniku, bardzo się Marcin Giba postarał i jest tego całościowo dobry efekt. Szymon Serej zrobił dobry film o tym, jak w Rybniku było w marcu.

Siedzę w domu, piję herbatę, boli mnie gardło i nie wiem, czy będzie mi się chciało rano wstać z wyra.

Kto

Wojtek Sienkiewicz - fotograf, grafik. Absolwent WSF AFA (Wrocław), 2005 rok. Student Instytutu Twórczej Fotografii w Opawie (Czechy). Wykładowca (kwadrat.edu.pl), redaktor magazynu www.5klatek.pl. Lubi to, co robi William Eggleston, Filip Zawada, Roger Ballen, Philip-Lorca diCorcia, Gregory Crewdson, Alec Soth, Dash Snow (ale już nie), Irving Penn, Nan Goldin, Richard Avedon, Paweł Olejniczak, Jeff Wall, Andy Goldsworthy, Paweł Syposz, Sandy Skoglund, Erwin Olaf, Duane Michals, Andrzej Kramarz, Mark Jenkins i Martin Gorczakowski, Iva Bittova, Cranes, Giagometti, COIL, Talk Talk, Peter Gabriel, Jim Jarmush. I pewnie jeszcze kilku innych.

Ten blog to po prostu notes. Nie ma tu moich cykli, ani nawet ich fragmentów. Może wycinki. Czasem lub przypadkiem.

Kontakt: wojteksienkiewicz(at)gmail.com

pierwszy blog