Recenzenci pisząc masę recenzji na temat duetu Indygo Tree powtarzają niczym mantrę słowa, które o sobie samych napisali Filip i Lewy. Tyle tylko, że recenzenci napisali to samo, ale ilość wyrazów pomnożyli przez 4 i wyszło jak wyszło. Niemal każda recenzja stawia ich wobec Animal Collective. Ja znawcą ani nawet super entuzjastą muzyki nie jestem - lubię Porcupine Tree, lubię Biospherę (którą właśnie w tym momencie można na żywo oglądać w Krakowie), lubię Fluke i Underworld - ale porównanie tego duetu do Animal Collective to paranoja. Takiego odniesienia może podjąć się niekreatywny matematyk, który w liczbach nie widzi możliwości twórczego działania, lecz wtórnego odtwarzania. Po prostu - prostak, który nie wie po co są emocje i nie wie co jest fajnego w puszczaniu baniek. Indygo Tree jest fenomenem w moim odbiorze właśnie dlatego, że są tak niepowtarzalni, że nie ma dla nich punktu odniesienia, który prostolinijny umysł mógłby użyć do sortowania, szufladkowania i stopniowania. To nawet nie jest poziom myślenia w kategorii: podoba się lub nie podoba. To jest tylko w opcji rozumiem lub nie rozumiem. A kto rozumie, ten nie pozostanie obojętny.
Jutro koncert. Filip pisze, że jest zesrany z nerwów. Nie ma powodu. Ci, którzy przyjdą, wiedzą, dlaczego puszczanie baniek mydlanych jest fajne, więc duet Filipa i Lewego będzie wśród swoich. Zapraszam. CK Agora, Wrocław, 17.10.2009 r., godz. 20.00
płyta jest cudowna i niepowtarzalna, zgadzam się w zupełności z tym co napisałeś.
OdpowiedzUsuńJa wczoraj postanowiłem po tych recenzjach posłuchać Animal Collective. Przesłuchałem co prawda raz bo specjalnie nie jestem tym zespołem zachwycony, a prawdę mówiąc swoim jestem na maksa.
OdpowiedzUsuń